Babka ziemniaczana z boczkiem

W Internecie znaleźć można przepisów bez liku traktujących o tym specjale.
Ten jest z życia wzięty. Planując tegoroczne lato kajakowe wspomnieniami wróciłem do roku 2000, kiedy to grupą z grupą przyjaciół zorganizowałem spływ kajakowy Czarną Hańczą, Kanałem Augustowski, Biebrzą do Narwi. Z kulinariów na trasie: zawarliśmy znajomość z miejscowymi kartaczami i zostaliśmy ich fanami do dzisiaj. Nastąpiło to jeszcze przed startem w miejscowości Gawrych Ruda nad Jeziorem Wigry i zdawało się być dobrym prognostykiem prze naszą wyprawą. Rozgrzeszenie ze spotkania z kartaczami uzyskaliśmy następnego dnia jeszcze nad jeziorem w pięknym zabytkowym klasztorze kamedułów. Za przekroczenie progu kościoła otrzymuje się tam odpust całkowity ważny do września 2000 roku! Hurra, można szaleć! W dalszej części trasy dopada nas sążnista ulewa. Na wieczornym biwaku ratujemy się Burbonem, w celach zdrowotnościowych, ma się rozumieć. Rano, gospodarz pola biwakowego przynosi nam świeże, jeszcze ciepłe jagodzianki, upieczono dopiero co przez jego żonę. Cały dzień płynięcia w przepięknych okolicznościach przyrody powoduje, że na następnym biwaku w Rygolu bezbłędnie trafiamy do przesympatycznego baru „Słodka dziurka” który prowadzi absolwent Technikum Budowy Okrętów ze Szczecina – Jurek. Góra z górą, panie dzieju, a szczeciniacy na Czarnej Hańczy… Na rano zamawiamy oczywiście kartacze. Powiem tylko, że kompilacja kulinarna szczecińsko-podlaska spotkała się na śniadaniu z pełną akceptacją uczestników spływu. Dzisiaj w dobie diet wszelakich wstyd się przyznać – zjadłem sześć sztuk. Niestety do kajaka nikt nie chciał wziąć mnie na „opka”! Wpływamy w Kanał Augustowski – jeden z cudów techniki na ziemiach polskich. Tym razem biwak daleko od pokus kulinarnych typu knajpy. Za to grzybów w bród. Gotowanie i biesiadowanie trwa do bardzo późnych godzin nocnych. Każdy ze spływowiczów – a był nas ośmiu zebrał przynajmniej po trzy porcje grzybów w przeliczeniu na łeb zwykłego śmiertelnika. Grzyby biwakowym sposobem wyszły przepyszne – a jeżeli do tego dodać zmęczenie całodziennym wiosłowaniem, to nie można się dziwić, że o północy zabrakło ich w kociołku. Następnego dnia jednym skokiem dopływamy do Augustowa, gdzie mamy zaplanowany postój. Organizujemy sami sobie atrakcyjną imprezę pod roboczą nazwą „Augustowskie Noce”. Z kulinariów wymienić należy: kiszkę ziemniaczaną, wędzoną i pieczona sielawę, które to specjały pogryzaliśmy niespiesznie w licznych lokalach zwiedzanych w Augustowie. Zwiedzanie miasta kończymy o 2:30 w Bar-ce Szuwarka – knajpce zlokalizowanej na małej barce. Lekko zmęczeni, po obfitym śniadaniu (polecam golonkę augustowską) ruszamy w dalszą trasę. Późnym popołudniem zatrzymujemy się na Śluzie Borki, gdzie przesympatyczny gospodarz sprzedaje nam jaja prosto z kurnika i mleko, też prosto, ale od krowy. Zamiast planowanych konserw jajecznica ze świeżych jaj, popijana świeżym mlekiem. Grzecznie idziemy spać o 21:30. Następny dzień intensywnej pracy przy wiosłach powoduję, że biwakujemy na Gminnym polu namiotowym w Dolistowie Starym, już na Biebrzy. Kolacja mocno biwakowa – konserwy, kiełbasy które już trzeba zjeść, serki które się lekko rozpływają. Za to piwo o zachodzie słońca nad biebrzańskimi bagnami pod wioskową budką, zimne, prosto z lodówki smakuje wyśmienicie. Kolejnego dnia dopływany do Goniądza, gdzie spotykamy się z przesympatyczną nieniecka rodzinką kajakową, na fasolce po bretońsku w barze na terenie pola namiotowego. Kierownik pola namiotowego jako student pracował w Stoczni podówczas jeszcze Warskiego w Szczecinie.
Niemiec – Ralf przechrzczony przez naszego kolegę na Alf (wszak Alfa wszyscy znają) znał trochę polski więc rozmowy w kuluarach barowych trwały do późnej nocy. Sensacji kulinarny poza fasolką w barze nie stwierdzono. Za to następny postój w Twierdzy Osowiec na doskonałym polu namiotowym owocuje degustacją tamtejszej golonki. I to właśnie w Twierdzy Osowiec powstało „Towarzystwo Golonkowców”. Twierdzę, że w twierdzy golonki dają wybitne! Drugą specjalnością tamtejszej „Karczmy Wygoda” są Trójkąty – placki ziemniaczane o kształcie trójkąta i grubości około 3 cm – jak oni to robią? Następny nocleg na polu biwakowym koło wsi Brzostowo – jedzenie turystyczne wsparte świeżym wiejskim pieczywem i nabiałem. Jako, że od Osowca przepłynęliśmy około 40 km to i spać towarzystwo idzie w miarę wcześnie. A, że wczoraj świeży chleb zniknął na kolacje, a nowego jeszcze nie ma lekko głodni ruszamy w trasę do ostatniego etapu. Po południu dopływamy do Polskich Termopil - Wiźny - znanej z historii II Wojny Światowej. Po rozbiciu namiotu idziemy do miasteczka i w miejscowej piekarni trafiamy na wieczorny wypiec chleba – delicje. Kolacja na Narwią wspaniała – już wiemy, że jutro będziemy mieli transport do Szczecina, każdy więc daje na stół to co ma. Na zakończenie spływu zafundowaliśmy sobie wycieczkę do Łomży. I tu właśnie nastąpiło kulinarne zwieńczenie naszego spływu. Babka ziemniaczana z boczkiem! Niestety z części turystycznej zdjęć nie ma. Zapomniałem dodać, że aparat fotograficzny uległ podtopieniu jeszcze pierwszego dnia spływu.

Czegoś równie wspaniałego nie udało się na zjeść przez cały wyjazd. A oto przepis odtworzony po wielu niekiedy dramatycznych dyskusjach i eksperymentach już w Szczecinie (chociaż uczciwie przyznać trzeba, że tamten, łomżański smak jest raczej nie do otworzenia):

Łomżańska babka ziemniaczana obficie boczkiem wędzonym nadziewana

- ziemniaki – 2 kg
- boczek wędzony – 75 dag
- kiełbasa wiejska – 50 dag
- olej słonecznikowy – 2 łyżki
- cebula - 3 szt.
- jajka – 3 szt.
- słonina wędzona - 5 dag
- śmietana kwaśna gęsta – 150 ml
- majeranek otarty – do smaku
- sól – do smaku
- pieprz – do smaku

Ziemniaki po obraniu umyć i zetrzeć na tarce (eksperymentowaliśmy później z tarką drobna i grubo siekającą maszynką – równie smaczne w obydwu wersjach). Ziemniaki dobrze odsączyć, płyn odstawić do wytrącenia się krochmalu który dołączyć do ziemniaków, wodę wylać. Do tak spreparowanych pyrów dodać jajka i olej. Dokładnie wymieszać, dosmaczać solą, pieprzem i obficie majerankiem. Cebulę drobno posiekać i wraz z boczkiem pokrojonym w kostkę podsmażyć na patelni. Słoninę pokroić w cienkie paski którymi przykryć babkę podczas jej pieczenia. Kiełbasę pokroić w plasterki. Połowę masy ziemniaczanej przełożyć do naczynia żaroodpornego, wyrównać powietrznię. Ułożyć na niej pokrojoną kiełbasę.

Przekładka z wiejskiej kiełbasy



Paski wędzonego boczku na grubo startych ziemniakach
Przyprawić solą i pieprzem. Przykryć drugą częścią masy ziemniaczanej. Całość przykryć plasterkami wędzonej słoniny. W piekarniku rozgrzanym do temperatury 180 o C. piec przez około 2 godziny. 






Ledwo zdążyłem zrobić zdjęcia
Rzadki widok, jeszcze na talerzu!
Babkę można podawać z zimną kwaśną i gęstą śmietaną. Ostatnio wykonana (właśnie ta na planowanie lata) wersja była wybitnie pyszna a do tego podana z zimnym piwem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz